sobota, 27 lipca 2013

6. Zabójca

Obiecałam, ze rozdział wstawię dzisiaj, więc jest. trochę krótki i nie zawiera wątku który chciałam tu umieścić, ale następna notka będzie o wieele dłuższa, gdyż wyjeżdżam i przez 2 tyg nie będzie notek. :C Dzisiaj jest bez bety, więc przepraszam za wszelkie błędy, a na pewno takie są i to pewnie dużo. xd Nie wiem co się z nią dzieje, ale i tak ją pozdrawiam. (Odezwij sie na GG) :D
I jeszcze jedno ogłoszenie. Ten rozdział był pisany razem z Emersonn, tak jak mówiłam wcześniej. Pomysły są jej, a ja je napisałam. Jeden z jej pomysłów będzie jeszcze w 7 rozdziale. Dziękuję Ci kochana! <3
No chyba tyle.
Pozdrawiam was. :*


-Miona Ja… To jest dla mnie bardzo trudne. Proszę nie pomyśl o mnie źle. Ja musiałem to zrobić. Znaczy… nie, nie tak.  Merlinie! Jak Ci to powiedzieć. – mówił jakby sam do siebie. – Może najpierw chodź, usiądziemy. – nie czekając na jej decyzję przeszedł szybko przez dziedziniec. Usiadł z brzegu na drewnianej ławce, obok niego usiadła dziewczyna. Złapał ją za rękę. – Gdyby nie Draco, nie musiałbym ci nic mówić. Moglibyśmy się dalej przyjaźnić, ale po tym co ci powiem, nie będziesz  chciała ze mną rozmawiać.  Hermiona ja… ja zrobiłem coś strasznego.
Gyrfonka trzymając jego dłoń czuła, że drży.  Chłopak jąkał się i zacinał. Wydać było że strasznie trudno mu o tym mówić. Podświadomie czuła, że musi się przygotować, na coś strasznego. Coś czego nigdy by się nie spodziewała.
-Hermiona, to ja zabiłem Freda Weasley’a. – Powiedział to z wielką powagą i smutkiem. Hermiona siedziała chwilą w bezruchu. Nie docierało do niej, że to co powiedział to prawda.
Nagle puściła szybko jego dłoń i zerwała się jak oparzona z ławki, trzęsąc się z gniewu.
-nie! niemożliwe! ty! jak mogłeś! zaufałam ci! broniłam cię przed całym Gryffindorem, że jesteś inny! jak bardzo się myliłam! jesteś nic nie wartym Śligonem, jak każdy z twojego domu! jak mogłeś zabić mojego przyjaciela! wiesz jak to jest stracić kogoś bliskiego? jeszcze dowiadując się, że zabił go twój kolega który na pozór jest miły i przyjacielski! a co się kryje wewnątrz? MORDERCA!! – Każde jej słowo które krzyczała było dla niego jak cios małym nożem, kilkadziesiąt nożyków wbijających się w serce, robiąc wielką ranę. Tak bardzo ją polubił, a teraz to wszystko stracił. Przez niego. Przez Malfoya. Ostatnie słowo wykrzyczała mu prosto w twarz z taką mocą, że kilka osób które było na dziedzińcu odwróciło głowy w ich stronę. Morderca, morderca, morderca…  jeden wyraz, to jedno słowo odbijało się echem w jego głowie i poszerzyło najbardziej jego ranę. Zamknął oczy. Nie chciał wiedzieć tej złości i łez, które obficie spływały po jej policzkach. Czekał na kolejną falę oskarżeń, jednak nic takiego nie nastąpiło. Usłyszał jedynie szept.
-Nic, nie zmieni tego kim jesteś Dominiku. A jesteś zabójcą. – wysyczała mu do ucha. I odeszła bardzo szybkim krokiem. Chciał ją gonić, ale wiedział że to nic nie da. Jednak ruszył biegiem za dziewczyną. Dogonił ją przed drzwiami zamku, właśnie kładła rękę na klamce.
-Miona poczekaj, daj mi wytłumaczyć.
-Nazywają mnie tak tylko przyjaciele. – Stała do niego tyłem a jej głos był przepełniony żalem i smutkiem. Nacisnęła klamkę i weszła do holu, zamykając z hukiem drzwi.  Weszła schodami na pierwsze piętro. Zajrzała do Wielkiej Sali. Nikogo w niej nie było. Usiadła pod ścianą. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać.  Po paru chwilach usłyszała trzask drzwi. Instynktownie wiedziała kto wszedł do zamku, jednak nie miała zamiaru ruszyć się z miejsca. Stukot jego butów niósł się echem po korytarzu. Wiedziała, że przyjdzie, że zacznie się tłumaczyć, ale ona nie miała zamiaru go słuchać. Poczuła, że znów łapie ją za rękę. Szybko wyrwała ją z uścisku, nie podnosząc głowy.
-Hermiona…
-Możesz sobie tłumaczyć. I tak nic tego nie naprawi. – odpowiedziała powoli unosząc głowę. Spojrzała w jego oczy. Były przepełnione żalem.  Wytarła łzy rękawem i wstała. Lekko się zachwiała, a Dominik już trzymał ją w pasie.
-Nie dotykaj mnie. – powiedziała pełnym oburzenia głosem. Posłusznie zabrał ręce.
-A jeśli ci powiem, że to był przypadek, że nie chciałem go… zabić.
-Idź stąd. I nie odzywaj się do mnie więcej.
-Herm… - ponownie złapał ją za dłoń. Jego dotyk sprawiał, że czuła obrzydzenie.
-Powiedziałam, że masz mnie nie dotykać. – jej spokój w głosie był jeszcze bardziej przerażający niż gdyby krzyczała. Wyminęła go i skierowała się w stronę schodów na wyższe piętra.
-Żegnaj Dominiku. Nigdy Ci tego nie zapomnę. – Odwróciła się w jego stronę, a łzy znów popłynęły po jej policzkach. Szybko wytarła je rękawem. – A i zostaw Ginny. Nie będzie się zadawać z zabójcą swojego brata. - Odwróciła się plecami do niego i zaczęła wspinać po schodach w stronę wieży Gryffindoru. Ostatnia łza popłynęła z jej oczu.  Nie wiedziała że w tym samym czasie po jego policzku też spłynęła jedna jedyna słona łza smutku, goryczy i żalu.
*
Draco wyszedł z biblioteki. Wbrew pozorom bywał tam dość często. Prawie tak często jak Granger. A właśnie, ciekawe co z nią. Podobno spotkała się z Delaney’em. No to go urządziłem – uśmiechnął się sam do siebie – Musiał jej powiedzieć. Biedna Granger, gdyby nie ja żyłaby niczego nie świadoma, że jej przyjaciel zabił kogoś tak jej bliskiego. Swoją drogą ciekawe jak zareagowała. Oh! Jak ja bym chciał to zobaczyć. Może jeszcze zdążę. Ze swoich sprawdzonych źródeł wiedział że wyszli na dziedziniec i siedzieli na ławce. Może jeszcze jej nie powiedział. Co zrobi jak się dowie? Uderzy go? Zacznie wrzeszczeć? Płakać? Przeklnie go zaklęciem? Jest wiele możliwości, a Granger jest nieobliczalna. Przyśpieszył kroku. Był już na trzecim piętrze kiedy zobaczył ją. Wchodziła po schodach szurając nogami.  Głowę miała lekko pochyloną, patrzyła w podłogę. Nie widziała ludzi obok, ani nie słyszała powitań. A może słyszy ale nie reaguje? Zrobiło mu się nagle jej żal.  Wyglądała strasznie. Oczy i policzki czerwone od płaczu. Makijaż lekko rozmazany od łez. Jednak kiedy podszedł bliżej i przyjrzał się jej, zobaczył że teraz nie płacze. Myślał że go zauważyła, jednak tak nie było. Zaczął iść obok niej. Zastanawiał się czy w ogólne wie, że on tu jest. Postanowił zaznaczyć swoją obecność. Chrząknął. Odczekał chwilę. Nic. Kaszlnął, tym razem głośniej. Zero odpowiedzi.
-Granger? – i tym razem nie doczekał  się reakcji z jej strony.
-Halo! Hogwart do Granger! – podniósł głos i zaczął machać ręką przed jej oczami.  Dopiero wtedy się ocknęła. Potrząsnęła głową. Spojrzała się w jego stronę.
-Malfoy? – wychrypiała.
-Draco. – poprawił
-Przepraszam. – wymamrotała nie patrząc na niego. Znowu opuściła głowę, wbijając wzrok w podłogę.
Zmartwił się trochę. Nie powinno mu być jej żal, ale mimo to trochę szkoda mu jej było. Zawsze taka tętniąca życiem a teraz zaledwie cień. Powolnym i niezdecydowanym ruchem położył jej dłoń na ramieniu.
-Granger, wszystko w porządku? – spytał łagodnym głosem, chodź wiedział, że to najgłupsze pytanie jakie mógł w tej chwili zadać.
-Jest po prostu świetnie. Właśnie się dowiedziałam, że mój kolega zabił mojego przyjaciela. Wprost skaczę z radości. Może zafundujesz mi więcej takich atrakcji? Bo naprawdę świetnie się bawię. – spojrzała prosto w jego oczy patrząc z wyrzutem. – Dlaczego tak Ci zależało bym się dowiedziała?
-Bo tak. Powinnaś znać prawdę. Nawet najgorsza prawda jest lepsza niż kłamstwo Granger.
-Ale… - zaczęła, ale nie wiedziała jak skończyć. W tej chwili zaczęła żałować, że nie dała Dominikowi dojść do słowa i nie posłuchała wyjaśnień.
-Tak?
-Dlaczego on to zrobił? Dlaczego akurat jego?
-Nie powiedział Ci? – spytał z niedowierzaniem. Odpowiedziała mu cisza. – No tak. Pewnie nie dałaś mu dojść do słowa.
-Pozwól, że Ci wyjaśnię, tylko może nie tutaj. – nachylił się w jej stronę - Rozejrzyj się. Każdy  się na nas patrzy. A ta – popatrzył w stronę blond włosej Puchonki – od początku naszej rozmowy próbuje dyskretnie zbliżyć się i podsłuchać. Jednak jest tak nieudolna, że…
-Skończyłeś? -  przerwała mu, ponieważ jego twarz była niebezpiecznie blisko jej ucha.
-Nie
-I nie skończysz.
-A chcesz się dowiedzieć przyczyny?
-Głupio się pytasz.
-Jutro jest pierwszy w tym roku wypad do hogsmeade. Pójdziesz ze mną. Zgarnę Cię od razu po śniadaniu, zanim te barany się zlecą.
-Mam iść z Tobą do Wioski?
-Jasne. A czemu nie?
-A czemu tak?
-Bo chcesz znać prawdę.
-Pfff…. Dobrze, pójdę z Tobą.
-To o 10. – uśmiechnął się i odszedł w swoją stronę.
Hermionie trochę się poprawił humor. Uśmiechnęła się nawet lekko do siebie. Idę do wioski z Malfoy’em. Merlinie. Ruszyła szybkim krokiem w stronę łazienki. Nie widziała swojego odbicia, ale podejrzewała, że wygląda strasznie. I miała rację. Gdy spojrzała w lustro, przeraziła się. Lekko rozczochrane włosy i rozmazany tusz do rzęs. Szybko za pomocą różdżki rozczesała i ułożyła włosy, a makijaż zmyła wodą i mydłem. Wytarła twarz chusteczką i dziarskim krokiem ruszyła w stronę wieży Gryffindoru. Nie wiedziała czemu ale perspektywa wycieczki do Hogsmeade z Malfoy’em sprawiła, że na jej twarz wystąpił uśmiech.
Weszła szybko do salonu, nie patrząc na kolegów tylko od razu skierowała się do swojej sypialni.  Na łóżku siedziała Ginny, patrząc wyczekującym wzrokiem na przyjaciółkę.
-Herm? Dowiedziałaś się czegoś?
Powiedzieć jej? Czy nie? Nie mogę, zranię ją. Ale z drugiej strony powinna wiedzieć . Podjęła błyskawiczną decyzję.
-Okazało się, że to nie Dominik na mnie czekał na mnie, a Malfoy. Chciał żebym poszła z nim jutro do Hogsmeade.
-Zgodziłaś się prawda? Powiedz, że tak.
-No tak. Po śniadaniu mamy iść. O 10.
-Dobrze, będę miała czas. – mruknęła do siebie.
-Na co czas? – spytała podejrzliwie Hermiona
-No muszę Cię ubrać i wyszykować. Nie pójdziesz na randkę  w jeansach.
-To NIE jest randka Ginny.
-I tak Cię ubiorę. Zobaczysz jeszcze. – uśmiechnęła się szeroko – Ja teraz muszę wyjść, ale wrócę przed ciszą nocną. Do zobaczenia. – i już jej nie było. Hermiona spojrzała na zegarek. Wskazywał godzinę 19. Jako, że była zmęczona dzisiejszym dniem poszła do łazienki i wzięła długą odprężającą kąpiel w gorącej wodzie która nie stygła z olejkiem lawendowym. Szybko przebrała się w satynową długą koszulę nocną i położyła się do łóżka. Ciekawe jak będzie wyglądał mój jutrzejszy dzień? Z tą myślą zasnęła. A odpowiedź na to pytanie mogła uzyskać już rano.
*
-Hermiona! Hermiona wstawaj! Mamy dwie godziny! To bardzo mało czasu! Szybko! Rusz ten swój piękny tyłek z łóżka i jazda do łazienki! Hermiona! Czas! Czas! Nie chcesz żeby Malfoy na Ciebie czekał? Chcesz pójść głodna? – taką pobudkę załatwiła jej o ósmej rano Ginny. Powoli otworzyła jedno oko, potem drugie.  Zamrugała kilkakrotnie próbując przyzwyczaić się do światła. Podniosła się do pozycji siedzącej. Zobaczyła przyjaciółkę która chyba od dawna jest na nogach.
-No nie patrz się tak, tylko idź do łazienki i się umyj. Pod żadnym pozorem się nie maluj i nie ubieraj. Będziesz przez chwilę chodziła w ręczniku. Do roboty!
Hermiona posłusznie wstała z łóżka i poszła zażyć odświeżający szybki prysznic. Po 10 minutach weszła do sypialni owinięta puchowym zielonym ręcznikiem.
-No dłużej to się nie dało. – skomentowała ruda i rzuciła jej bieliznę. Cicho jęknęła kiedy zobaczyła, że jest czarna i na dodatek koronkowa.
-Nie jęcz mi tu tylko współpracuj! Rób to co mówię, a być może zdążysz zjeść śniadanie.
Szybko weszła do łazienki i zrzuciła z siebie ręcznik. Ekspresowym ruchem założyła stanik i majtki. Już miała wychodzić kiedy drzwi otworzyły się z hukiem. Stała w nich Ginny z ubraniami w ręku.
-Zakładaj to. – położyła ciuchy na szafce i wyszła. Hermiona wzięła je do ręki. Były to czarne leginsy które idealnie eksponowały jej długie i chude nogi. Niebieska lekko prześwitująca koszula i skurzana kurtka. Szybko je założyła obawiając się co jeszcze może wymyślić jej przyjaciółka. Weszła do sypialni. Ginny czekała już przy biurku z kosmetykami.
-Tylko proszę, coś lekkiego.
-Jasne.
Nałożyła jej trochę pudru na twarz. Podkreśliła dolną powiekę kredką i pomalowała rzęsy tuszem. Na usta nałożyła bezbarwny błyszczyk. Włosy wyprostowała jednym zaklęciem. W takim stanie sięgały jej do pasa.
-Jest bardzo dobrze. Jeszcze tylko jedna rzecz. Buty! – Podbiegła do szafy i wyciągnęła czarne zakrywane ośmiocentymetrowe koturny.
Hermiona jęknęła najgłośniej  jak się da.
-Ja się w nich zabiję.
-Spokojnie, wiem że nie chodzisz w takich butach, ale je ulepszyłam magicznie. Nie przewrócisz się w nich.
-Dziękuję Ginny. – dziewczyny przytuliły się mocno.
-Jest 9:30. – chodźmy na śniadanie. Zdążysz coś zjeść zanim fretka Cię zgarnie.
Weszły do Wielkiej Sali i usiadły przy stole Gryfonów. Obydwie zjadły po kilka tostów z dżemem. Hermiona właśnie jadła ostatniego kiedy usłyszała głos.
-Chyba już się najadłaś?
Odwróciła głowę. Przed nią stał młody grecki bóg. Miał na sobie niebieską koszulę a w ręku trzymał marynarkę. Uśmiechnęła się delikatnie.
-Jeszcze nie.
-To bierz tego Tosta. Idziemy zanim ta cała hołota się zleci.
-Eemm… okej. – wzięła śniadanie w rękę i wstała od stoły. Pochwyciła zazdrosne spojrzenia dziewczyn z jej domu. Uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki i odeszła od stołu idąc obok Ślizgona, odprowadzana przez setki damskich i męskich spojrzeń.

poniedziałek, 22 lipca 2013

5. Zmiany i nowości.

Na wstępnie chciałabym podziękować Emersonnowi ze ekspresowe zbetowanie notki :D <3
Dziękuje też Venetii ze polecenie bloga, dzięki temu zrobiło się więcej czytelników. No i dziękuję wam za komentarze, które motywują do pisania.
Życzę miłego czytania! <3
___________


-Granger, ja naprawdę chciałem przeprosić – powiedział trochę zmieszany Draco. Stał i patrzył na nią, oczekując odpowiedzi. Hermiona zadarła głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy.  Nie wyrażały żadnej pogardy, jedynie skruchę. Natomiast jej oczy były wielkie jak galeony.
-Em… Yyy…  - zdołała wydusić.  Posunęła się trochę w lewo, by zrobić mu miejsce. Chwilę się zastanowił, ale usiadł koło niej. Wziął głęboki oddech i zaczął mówić:
 -Naprawdę jest mi głupio. Zachowywałem się jak durne, rozpieszczone dziecko. Którym prawdę mówiąc wciąż jestem. No może już nie dzieckiem, ale… - urwał. Kolejny głęboki oddech  – Nie wiem, jak się czułaś, kiedy ci dokuczałem, ale sądzę że niezbyt fajnie. Ja nigdy tak nie miałem. Wiem, że to nie twoja wina, że jesteś szla…  - przerwał, bo uświadomił sobie że właśnie chciał ją znów obrazić. Tak Draco, przepraszaj ją, jednocześnie obrażając. Jestem idiotą. Szybko się poprawił - dzieckiem mugoli, ale tak mnie wychowano, takie zasady wpoił we mnie ojciec. Zawsze mi powtarzał, żeby tępić osoby takie jak ty, ale ja… ja już tak nie uważam. Jesteś takim samym czarodziejem jak ja – jeszcze jeden głęboki wdech – Po wojnie, kiedy mój ojciec umarł, zacząłem spędzać matką więcej czasu i zmieniła mnie trochę. Jednak jakaś stara część mnie wciąż daje o sobie znać. Zmieniłem się i Przepraszam Granger – skończył wypowiedź. Widać Było, że kosztowało go to bardzo dużo.  Hermiona nie była w stanie nic powiedzieć.  Chłopak czekał. No to palnąłem mowę, że aż Granger zamurowało. No fajnie.
- Draco, ja…. Ja nie wiem co mam powiedzieć. Ja… Ty… Znaczy… - zacinała się.  - No i ten… Ja też przepraszam. Ostatnio Ci się odgryzałam… - chwila ciszy – Co teraz? - spytała cicho i niepewnie.
-Mów do mnie Draco.
 -Co?
-Mam układ. Ja nie nazwę Cię nigdy szlamą, a ty zaczniesz do mnie mówić po imieniu.
 -Hm… okej. Ale ciężko mi się będzie odzwyczaić.
-Mi bardziej. – uśmiechnął się w ten swój wredny, ale i zarazem piękny sposób.  Nastała dość długa  cisza. Obydwoje musieli pozbierać myśli. Pierwsza odezwała się Hermiona.
-Jak to teraz będzie wyglądać? Nagle od tak zaczniemy normalnie rozmawiać? Bez wyzywania? Jak kumple? Nie wyobrażam sobie tego.
-Oj, Granger, Granger.  To że nie nazwę Cię szlamą, to nie znaczy że będę do Ciebie milutki. Nie, nie, nie. Kotku, tak dobrze nie będzie – uśmiechnął się kpiąco.
 -No fakt, czego ja się spodziewałam.
-Ale, rozmawiać możemy. Nie pozabijamy się. Myślę że wpłynie to dość korzystnie dla nas obojga.
-To ty myślisz? – nie mogła się powstrzymać i powiedziała to. Jednak z uśmiechem na twarzy.
-Tak, Granger. Przypominam Ci, że mam tylko trochę gorsze oceny od Ciebie.
-To dlatego, że mamisz nauczycieli tym swoim zniewalającym uśmiechem i pięknym, głębokim spojrzeniem  – kiedy to mówiła zrobiła charakterystyczny ruch palcami, że to co mówi to nieprawda.
 -Ech, wiem, że jestem piękny, ale nie musisz mi o tym wspominać na każdym kroku. Słyszałem to o d wielu dziewczyn. - Uśmiech natychmiast znikł z jej twarzy, a pojawił się grymas gniewu.
-Posłuchaj, ty zapatrzony w siebie Ślizgonie. Nie jestem jedną z tych dziewczyn, które pójdą z tobą do łóżka za piękny uśmiech. Daruj sobie takie gadki.
-Wyluzuj Granger.  Ty to wszystko tak zaraz na poważnie.  To był żart.
 -Aha! Czyli żartujesz sobie z byłych dziewczyn lub z tych, z którymi się przespałeś?
-Bo naprawdę było ich tak dużo…
-Założę się, że jedna na tydzień. No może na dwa tygodnie. Przyznaj się zmieniałeś je częściej niż rękawiczki. Po co?
-O nie! Teraz to przesadziłaś! Faktycznie umawiałem się z wieloma Dziewczynami, bo myślałem, że znajdę tą jedyną.  A już z kim sypiałem, to moja sprawa.
-Ja się ciebie w ogóle nie pytam z kim. Nie interesuje mnie twoje życie intymne. Ale nie szkoda Ci tych dziewczyn? Robisz im nadzieję, a potem najzwyczajniej w świecie wyganiasz je jak muchę z pokoju.
-Ty, już tu nie bądź taką obrończynią. One same tego chciały, zresztą, cholera! Nie będę Ci się spowiadał!
-Nawet o to nie proszę!
 -I dobrze, bo bym ci nie powiedział. Hermiona chwilę się nie odzywała, jednak ta cisza zaczynała być coraz bardziej krepująca.
 -I nadal uważasz, że możemy spokojnie rozmawiać? – spytała z pretensją
-Oczywiście. Przecież co teraz robimy? Rozmawiamy.
 -Raczej chciałeś powiedzieć, że kłócimy się i wrzeszczymy.
- Nie, Granger my tylko się sprzeczamy. To normalne – widząc jej minę dodał – Nie udawaj, że ze świętym Potterem albo tym rudym idiotą nigdy się nie kłóciliście. A o sprzeczaniu już nie mówię.
-Możliwe. I nie nazywaj Rona idiotą.
 -No widzisz. Wszystko zmierza we właściwym kierunku.
-To jest dla ciebie właściwy kierunek?
-A co ty myślałaś? Pogodzimy się i co? Rzucimy się sobie w ramiona?
-Nigdy mi to przez myśl nie przeszło.
 -I dobrze.
-Skończmy już tą rozmowę, bo to do niczego nie prowadzi – oznajmiła wstając – Zaraz będzie obiad. Muszę pogadać z Ginny.
 -No to idziemy.
 -Co? Nie pokażę się  twoim towarzystwie z zamku.
-Jestem aż tak odrażający? – zaśmiał się. Powoli przejechała wzrokiem po jego ciele zaczynając od stóp kończąc na twarzy. Miała sprawiać wrażenie jakby go oceniała.
-Ujdzie w tłumie – uśmiechnęła się. – chodzi o to, że ludzie będą gadać.
-Ooo! Czyżby Granger przejmowała się plotkami i bała tego, co pomyślą o niej inni?
-Nie od dziś Malfoy.
 -Nie, nie, nie. Draco. Od dzisiaj jestem dla Ciebie Draco.
 -Dobrze, ale chodźmy już na ten obiad – chłopak też wstał i ruszyli razem w kierunku zamku.
-Czyli jednak się ze mną pokażesz? – spytał idąc.
 -Oczywiście, że nie. Ja wejdę pierwsza a ty później, po mnie.
 -I myślisz się na to zgodzę?
 -Mam nadzieję.
-Nadzieja matką głupich. Wejdziemy razem do Sali czy tego chcesz czy nie.  
Hermiona nie odezwała się więcej, aż do wejścia do zamku.
-Draco… -  jej głos niósł się echem po korytarzu.
- O widzisz jak to ładnie brzmi – przerwał jej, uśmiechając się w zalotny sposób.
-Draco… – powtórzyła, ale znów nie było dane jej skończyć
-Aż tak bardzo lubisz moje imię, że je powtarzasz co chwila? – uśmiechał się coraz szerzej.
-Draco…
 -I jeszcze raz!? No nie wierzę! – kpił sobie z niej, śmiejąc się w najlepsze. Hermiona też chciało się śmiać, ale zachowała kamienną twarz. Przynajmniej się starała, a nie było to łatwe.
 -Malfoy!...
-Co ja mówiłem? Nie po nazwisku…
-Draco jak spotkamy jakiś moich znajomych to zachowujmy się tak, jak kiedyś – szybko wyrzuciła to z siebie, nim chłopak zdążył jej przerwać, a słowa wymawiała z prędkością karabinu maszynowego. Nastała cisza. Patrzyli sobie nawzajem w oczy. Hermiona nagle poczuła potrzebę wybuchnięcia śmiechem, której nie umiała powstrzymać. Korytarz wypełnił się jej melodyjny śmiech. Chwilę później dołączył męski, ale też bardzo dźwięczny śmiech. Stali przy schodach prowadzących do Wielkiej Sali śmiejąc się jak przyjaciele. Niestety, oczywiście ktoś musiał ich zobaczyć.
-Hermiona? – odezwał się damski głos. Dziewczyna natychmiast poznała do kogo należy i przestała się śmiać. Z dobrego humoru nic nie pozostało, a twarz wyrażała przerażenie. Sama nie wiem czego się boję, może tego że przyłapała mnie na… na czym? Na śmianiu się z Malfoy’em. To chyba nic strasznego, ale… Powoli odwróciła się w stronę wyższych schodów. Z jej przyjaciółką stał ktoś, kogo najmniej się spodziewała.
 -Ginny? Dominik? – spytała z niedowierzaniem.
-Yyy… Hermiono, ja….
-Idź na obiad, ja zaraz przyjdę. – odpowiedziała zdezorientowana Hermiona.  Ruda rzuciła krótkie „cześć” do towarzysza i posłusznie udała się do Wielkiej Sali. Dominik zszedł ze schodów i stanął obok Malfoy’a.
-Witaj Hermiono. – uśmiechnął się  - Draco  – jego głos wyrażał szacunek.
-Delaney. – odpowiedział niedbale chłopak mierząc go wzrokiem.
-Witaj Nik.
 -No tak zapomniałem. Wy się znacie. Czyli zapewne wiesz?
-O czym? – spytała podejrzliwie.
-Nie powiedziałeś jej? – tym razem zwrócił się do chłopaka, który stał z zakłopotaną miną.
-Nie było takiej potrzeby.
-Nie no oczywiście, bo po co jej mówić. No brawo Delaney.
-Draco, ja…
-Idziemy – przerwał Malfoy patrząc srogim wzrokiem na chłopaka. Już się odwracał żeby odejść, kiedy poczuł uścisk na ramieniu. Odwrócił się do dziewczyny – O co chodzi Granger?
-To ty mi powiedz o co chodzi!
Draco nachylił się i szepnął jej do ucha:
 -Spotkaj się z nim, wtedy się wszystkiego dowiesz. Nie będzie miał prawa odmówić  – i odszedł. Hermiona szybko weszła do Wielkiej Sali. Musiała jak najszybciej się rozmówić z Ginny. Odszukała jej rudych włosów przy stole Gryfonów. Siedziała między Harry’m i Ronem, który był czerwony ze złości. Gdy podeszła bliżej zauważyła, że jej przyjaciółka też jest lekko zdenerwowana. Bezceremonialnie odsunęła Potter’a i usiadła koło niej.
-Gin, o co chodzi? – spytała szatynka prosto z mostu.
-Mój kochany braciszek robi mi wykład, że koleguję się z nie tymi Osobami, z którymi powinnam.
-Chodzi mu o…
-Tak.  Herm błagam zrób coś, bo ja z nim oszaleję.
-Ron - zwróciła się łagodnie do przyjaciela. – Ginny jest już prawie dorosła, nie rozkazuj jej. Fakt, że jest twoją siostrą nie znaczy, że masz prawo wybierać jej znajomych. Mi to nie przeszkadza, bo znam Dominika i… wiem jaki jest.  – Ale czy naprawdę wiem? O co chodziło Malfoy’owi? Czego mi nie powiedział?
-Ale Miona, to, że ty się z nim kolegujesz, nie znaczy, że ona też może.
-Ja na niego wpadłam przypadkiem! – Ruda była bliska wybuchu. Hermiona widząc to szybko zerwała się z miejsca i pociągnęła za sobą przyjaciółkę. Mimo, że była głodna wolała najpierw porozmawiać z Weasley. Potem może poprosić skrzata o posiłek do pokoju. Szły razem w ciszy, aż do portretu grubej Damy.
-Szlachetny Gryfon – wypowiedziała hasło i wepchnęła dziewczynę do pokoju wspólnego. Usiadły przy kominku. Miona czekała aż dziewczyna zacznie mówić. Po dość długiej chwili, wreszcie się odezwała.
-Bo to zaczęło się od tego że wyszłam z naszego dormitorium, żeby iść na obiad. Kiedy byłam piętro niżej to wyszłam zza rogu i się zderzyliśmy. Gdyby nie on to bym upadła, ale mnie złapał. Zaczął przepraszać, że to niechcący i potem się mnie spytał, czy to ja jestem przyjaciółką Hermiony. To ja no, że tak. Zapytał się mnie czy wiem, gdzie jesteś, bo ma jakąś sprawę do ciebie. Odpowiedziałam, że nie, ale możemy iść do Wielkiej Sali, bo pewnie jesteś już na obiedzie. Kiedy byliśmy już prawie na dole usłyszałam twój śmiech i jakiś jeszcze. Przyspieszyliśmy kroku, żeby Cię złapać. Byliśmy już na górze schodów kiedy zobaczyłam tą blond fretkę śmiejącą się z tobą. Myślałam, że zaraz tam padnę. Ty się śmiejesz z Malfoy’em? Dominik zdziwił się, a mnie zamurowało. Możesz mi wyjaśnić co z nim robiłaś? – skończyła opowiadać i czekała, aż Hermiona zacznie mówić.
 -Zaczęło się od tego jak… - Ruda słuchała uważnie co jej przyjaciółka ma do powiedzenia. Kiedy skończyła, Wiewiórka milczała. -Ginny, powiedz coś.
-Cóż, wydaje mi się to zbyt dziwne, ale… - zawiesiła głos – on musi mieś w tym jakiś cel.
 -Gin, ty zawsze doszukujesz się spisku. Myślisz, że jak ktoś się nagle zmienił to coś knuje.
 -Herm! To jest Malfoy!  M-A-L-F-O-Y! – przeliterowała
-Tak, ja wiem, wiem. Tylko nie wiem jak to teraz ma wyglądać. Mamy sobie normalnie z nim gadać?
-A co on powiedział jak się o to spytałaś?
-„To nie znaczy, że będę dla ciebie milutki kotku”
-Hmm…
 -Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.
-A ja myślę, że… - nie dane było jej dokończyć, bo do pokoju wpadła grupka pierwszoroczniaków hałasując i krzycząc. Dziewczyny siedziały chwilę w nadziei że się uspokoją, ale nic na to nie wskazywało.
-Zamknąć się! – krzyknęła Hermiona. Dzieci uciszyły się i spojrzały na nią. Jednak jeden chłopczyk wystąpił z grupki. Miał kruczoczarne włosy i błękitne oczy. Sięgał Hermionie do klatki piersiowej.
-A kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać? - Zaniemówiła, jednak szybko się otrząsnęła.
 -A kim ty jesteś, żeby pyskować prefekt naczelnej?
-Jestem Bryan. I jestem Ślizgonem – odparł pewnie.
 -Jesteś ze Slytherinu?! Co tu robisz?
 -Przyprowadzili mnie tu moi koledzy Gryfoni.
-Wynocha stąd, nie powinno Cię tu być – poinformowała go Gryfonka.
-Nie. Oni mnie zaprosili i wyjdę kiedy mnie wyproszą.
-Jeśli zaraz go stąd nie wyprosicie to odejmę punkty obu domom.-  Zwróciła się teraz do reszty dzieci.
 -Ale my chcieliśmy pokazać mu nasz salon, sypialnie – zaczęli się tłumaczyć.
-Wynocha powiedziałam!
-Nie – powiedział stanowczo Bryan. Hermiona nie wytrzymała.
 -Minus 20 punktów dla Slytherinu za nieposłuszeństwo i pyskowanie prefekt naczelnej i minus 10 punktów dla Gryffindoru! Wyjdziesz stąd czy mam odjąć więcej punktów?!
-Bryan chodź – powiedział któryś z chłopców i ruszył w stronę drzwi.
-Przepraszamy – rzekli chórem Gryfoni  i wyszli. Jednak Ślizgon został jeszcze chwilę przed drzwiami
-Jeszcze się zobaczymy szlamo.
 -MINUS 20 PUNKTÓW DLA SLYTHERINU ZA OBRAŻANIE PREFEKT NACZELNEJ! – wydarła się na całe gardło. W tym momencie do pokoju wspólnego weszli Ron i Harry.
-O co chodzi?
-Ten mały szczyl jest pierwszorocznym Ślizgonem, a zaczął mnie wyzywać od szlam!
 -Co tu robił Ślizgon? – dopytywał się Potter
-Nasi koledzy Gryfoni go tu przyprowadzili, żeby pokazać jak mieszkamy! Też z pierwszego roku!
-I odjęłaś Slytherinowi 20 punktów?
 -40 – gniew opadł i na twarzy pojawił się mały uśmiech - pierwsze 20 za nieposłuszeństwo, a drugie 20 za wyzywanie. I jeszcze nam 10. Za to, że przyprowadzili go tutaj.
-To będziesz miała wykład od dyrektorki, za odjęcie tylu punktów.
-Mało mnie to obchodzi.
-Hermiono – Ron odezwał się po raz pierwszy – spotkaliśmy tego Dominika – jego imię prawie wysyczał – prosił, żebyśmy Ci Przekazali, że chce się spotkać. Za 10 minut koło Wielkiej Sali.
 -Dzięki chłopaki. Ginny ja lecę, wiesz o co chodzi.
 -Jasne idź. Jak wrócisz to mi wszystko opowiesz – wstała i przytuliła się do przyjaciółki.  Miona szepnęła jej do ucha: -Uważaj na Rona. To twoje życie, on nie będzie nim rządził – uśmiechnęła się pokrzepiająco i podeszła do rudego.
-Ron, nie rób jej wykładów . Ja z nią porozmawiałam. To był przypadek, że się spotkali. Tylko zeszli razem na dół, bo szukała mnie a on Malfoy’a. Okej?
 -Dobrze.
-To ja idę. Do zobaczenia! – i już jej nie było. Szybko zeszła na parter. Koło drzwi zobaczyła Ślizgona. Uśmiechnęła się.
 -Cześć – pocałował dłoń dziewczyny. Jak zwykle lekko zarumieniła się kiedy to robił.
-Hej.
-Przejdziemy się?
-Jasne – wyszli na zalany słońcem dziedziniec. Nastąpiła krępująca cisza.
 -Hermiona.
-Dominik – po pewnym czasie odezwali się oboje jednocześnie. Gryfonka kontynuowała. – Ja… chciałabym wiedzieć o co chodziło Draconowi. Czego mi nie powiedziałeś? – spytała się z żalem w głosie.
 -Miona ja… 
____________
No i jak się podobało? Ja jestem w sumie zadowolona. Następna notka nie wiem kiedy bo piszemy ją razem z Emersonnem, więc nie wiem kiedy powstanie i nie wiem co z tego wyjdzie, ale mam nadzieję że coś fajnego :) Podejrzewam że około piątku lub soboty.
Pytajcie na asku, lajkujcie na fb stronkę i piszcie na GG. Wszystko macie podane na górze po prawo :D
Pozdrawiam, Vitalia.

środa, 17 lipca 2013

4.Skutki

W pokoju wspólnym zabawa trwała w najlepsze. Nie było żadnego wolnego miejsca, wszędzie stali uczniowie.  Gdyby nie magiczne zdolności Hermiony zaledwie jedna czwarta gości by się zmieściła. Zaklęciem rozszerzyła pokój, ale tak że z zewnątrz nikt by nie poznał że jest prawie 3 razy większy. Dopiero gdy wejdzie się do środka widzi się wielkość pokoju.  Ilość kanap i  foteli została zwiększona kilkanaście razy a i ilość jedzenia i picia była większa niż na zwykłych dyskotekach gryfonów.
Tylko że to nie była zwykła potańcówka.
To była prawdziwa, szalona impreza. Uczniowie trzech domów bawili się wspólnie.  Każdy z każdym się dogadywał.  Każdy w ręku trzymał szklankę ognistej whisky lub kieliszek szampana ewentualnie wina.  Barek, długi na 10 metrów stał pod ścianą a na nim butelki z alkoholem lub dla niepełnoletnich soki. Stoliki z jedzeniem stały w różnych miejscach porozrzucane po całym pokoju. Najwięcej miejsca zajmował parkiet taneczny, na którym szaleńczo tańczyli uczniowie do popularnej piosenki „Bomba” (http://www.youtube.com/watch?v=jY48iTyLrmk ). Hermiona siedziała na jednej z kanap, popijając wino, ale nie sama.
-Po co ta cała impreza, jeszcze taka wielka?
-Pokonałaś Dracona Malfoy’a. To dobra okazja do świętowania. 
-No nie wiem.
-Herm uwierz mi, wskórałaś więcej niż tylko pokonanie go. Wkrótce się dowie…
-Hermiono chcesz za… - odezwał się inny głos.
-Zapiekankę? Oczywiście, że nie chce, przed chwilą jadła. – Szatynka stłumiła parsknięcie śmiechem - Zresztą, wtedy nie mogła by zatańczyć ze mną. – wstał i podał dłoń dziewczynie, śmiejąc się rudemu w twarz. Przyjęła ją z uśmiechem, ale jeszcze zdążyła rzucić Ronowi przepraszające spojrzenie i  razem poszli na parkiet. Musiała przyznać że jej partner tańczył o niebo lepiej od Harrego, Rona czy nawet Wiktora Kruma. Po kilku piosenkach przetańczonych wciąż z tą samą osobą, poczuła lekki ból nóg i oznajmiła chłopakowi że jest zmęczona i musi iść się położyć. Odprowadził ją po schodach do sypialni. Na pożegnanie delikatnie ją przytulił, zszedł na dół do pokoju wspólnego, zgarnął pełną, jeszcze nie otwartą butelkę ognistej i wyszedł, kierując się do dormitorium swojego domu.

*W tym samym czasie*

Draco siedział u siebie w pokoju rozwalony na łóżku. W ręku trzymał butelkę ognistej. Musiał być teraz sam. Myślał nad obietnicą złożoną Granger. W głowie miał mnóstwo pytań.
Jak mogłem przegrać  ze szlamą?
Jeszcze na dodatek tak banalnym sposobem?
A może nie dotrzymać obietnicy?
Nie. Cholera! Po kiego wała obiecał jej rzecz niemożliwą?

Cichy głosik w jego głowie odpowiedział. Bo byłeś pewny że wygrasz.
Powiem przepraszam i odejdę. Nie będę się bawił w jakieś wylewne przeprosiny, to nie w stylu Malfoyów.
-Przepraszanie w ogóle nie jest w stylu Malfoyów! – powiedział głośno. – Złapię ją jutro , zamienię jedno słowo i odejdę. Będę wywiązany z obietnicy… tak to najlepsze wyjście.
Z tym postanowieniem, odłożył butelkę na szafkę i poszedł do łazienki by zażyć relaksującą kąpiel.
***

Hermiona obudziła się pół godziny przed śniadaniem. Zerknęła na łóżka obok. Zaśmiała się. Jej współlokatorki leżały rozwalone na łóżkach w ubraniach dyskotekowych, nawet nie przykryte kołdrą. Wstała po cichu nie chcą ich budzić. Wzięła szare rurki i białą koronkową dość obcisłą bluzkę. Schyliła się żeby wziąć z podłogi czarne trampki, pech chciał że kiedy się podnosiła uderzyła w półkę z książkami głową. Tomy pospadały na podłogę i narobiły wielkiego hałasu. Szybko obejrzała się na przyjaciółki pocierając głowę. Na szczęście żadna nawet się nie ruszyła. „Musiały sporo wypić” Pomyślała. Ruszyła do łazienki. Szybko się umyła, ubrała, wykonała makijaż i zeszła na dół po pokoju wspólnego. To co tam zobaczyło zbiło ją z nóg, tak że musiała usiąść na najbliższym fotelu. Jedna myśl jej przeleciała przez głowę. „Muszę to posprzątać, natychmiast!”
Otrzeźwiała trochę i zabrała się do sprzątania
Po pierwsze muszę usunąć śmieci. – Chłoszczyść.- z podłogi, stolików, parapetów, foteli, półek i  szafek poznikały puste butelki, kawałki szkła, torebki, gdzieś nawet chyba zobaczyła wymiociny.
Dalej, pousuwać zbędne fotele, i poprzestawiać je na swoje miejsca. Kilka razy machnęła różdżką, fotele poznikały a reszta ustawiła się na swoich dawnych miejscach. To samo zrobiła ze stolikami i innymi meblami.
Jest prawie dobrze, jeszcze tylko jedna rzecz. Szybko przypomniała sobie zaklęcie i zmieniła rozmiar pokoju do normalnego. Wciągnęła głęboko powietrze. Zapach alkoholu pomieszany z innymi nieprzyjemnymi zapachami uderzył ja w nozdrza.  Odszukała w pamięci potrzebne zaklęcie i w następnym momencie pokój wypełnił zapach trawy i drewna.  Wyszła szybko z pomieszczenia i skierowała się do Wielkiej Sali. Korytarze były dziwnie puste nawet, ja na tę godzinę. Zawsze widziała osoby spieszące na śniadanie. Teraz nie było nikogo.  Przyspieszyła kroku. Kiedy znalazła się w progu Sali przeżyła drugi w tym dniu szok.
Trzy z Pięciu stołów były całkiem puste.  Nie było na nich nawet jedzenia. Jedynie stół nauczycielki był pełny oraz miejsca Ślizgonów były zajęte.  Stała koło drzwi i nie wiedziała co ma zrobić. Czy wrócić do pokoju, czy usiąść sama przy stole. Nagle poczuła dosyć silne uderzenie w plecy. Zachwiała się ale zdołał utrzymać równowagę. Z tyłu dochodziły ją przekleństwa.
-Cholera! GRANGER! Twoja mugolska matka Cie nie nauczyła że nie stoi się w progu!? Przesuń tą swoją szlamowatą dupę! –  mówił poirytowany Draco.  Hermiona mimo że usłyszała obraźliwe słowa, nie przejęła się nimi, tylko zrobiła dwa kroki w lewo pozwalając przejść Ślizgonowi. Jednak on po chwili też się zatrzymał.
-O co tu chodzi? - spytał
-Impreza. – odpowiedziała Hermiona,  chociaż sama nie wie po co.
-Jaka impreza?
-U Gryfonów. Zaproszone były trzy domy. I właśnie tych trzech domów nie ma.
-To czemu ty tu jesteś? – Dopytywał się Draco.
-Bo ja nie lubię pić do nieprzytomności. Bo następnego dnia są lekcje. Chociaż dzisiaj jest Sobota... Ale to nie ma znaczenia, w weekend trzeba odrabiać prace domowe.   – wreszcie przeniosła wzrok ze stołów na blondyna. 
-Aham. No to miłego samotnego śniadania Granger. – uśmiechnął się wrednie i odszedł.
-Nienawidzę tego dupka.  – mruknęła pod nosem jednak nie dostatecznie cicho.
-Słyszałem!
Wydała z siebie odgłos przypominający rozwścieczonego byka i już miała odejść kiedy usłyszała głos nauczycielki.
-Hermiona Granger i Draco Malfoy. Za 10 minut u mnie w gabinecie! – w ich stronę szła Profesor McGonagall, ale minęła ich i wyszła. Hermiona poszła za jej przykładem i wyszła z Sali głównymi drzwiami kierując się do gabinetu dyrektorki, nie patrząc nawet w stronę blondyna.
***

- Tiara przydziału! – Hermiona jako prefekt naczelna znała hasła do prawie wszystkich pomieszczeń w zamku. 
-Dzień dobry pani profesor.
-Siadaj. Musimy poczekać na pana Malf… - nie zdążyła dokończyć kiedy do pokoju wkroczył dostojnym krokiem blond włosy arystokrata. – Siadaj. – powtórzyła. Z premedytacją usiadł jak najbliżej Gryfonki.  – Kazałam wam tu przyjść, bo pewnie jak zauważyliście trzy czwarte szkoły nie było na śniadaniu. Znacie może tego przyczynę?
-Yyy.. no właściwie – Hermiona już miała się przyznać że to przez nią zrobili imprezę, że to jej wina.  Pewnie nam odejmie kilkadziesiąt punktów. Kiedy ktoś wszedł jej w słowo.
-Nie pani profesor, sami byliśmy zdziwieni kiedy weszliśmy razem do Sali. Spotkaliśmy się niechcący przy drzwiach i staliśmy chwilę rozważając możliwości dlaczego nagle tyle osób się nie zjawiło na śniadaniu.  Mieliśmy kilka teorii ale wszystkie są niemożliwe. – Dyplomatyczny głos Dracona i jego przemyślana odpowiednio ułożona wypowiedź wywarły trzeci w tym dniu szok na szatynce. Powoli przekręciła głowę w prawo patrząc blondynowi prosto w oczy z niemym pytaniem. W odpowiedzi uśmiechnął się znacząco i dodał – Prawda?
-Tak, to prawda Pani profesor. – odpowiedziała natychmiast starając się wyglądać przekonująco.
-No dobrze. W takim razie nie mogę nic zrobić. Ale wy możecie. Mam dla waszej dwójki zadanie.  Pójdziecie do dormitorium tych trzech domów i ogłosicie że za karę, każdy kto się nie stawił na śniadaniu, powtarzam każdy, musi przyjść dzisiaj o 17 do Wielkiej Sali. Ja będę wiedzieć kto nie przyszedł. Nie dotyczy to Slytherinu i Pani, panno Granger. Zróbcie to teraz. – uniosła lekko kąciki ust – Możecie iść.
-Dowidzenia. – odpowiedzieli równocześnie prefekci i wyszli z gabinetu. 
-Zróbmy to szybko nie chcę przebywać w twoim towarzystwie dłużej niż muszę. Najbliżej jest dormitorium Krukonów, więc idziemy tam. – nie czekając na chłopaka ruszyła szybkim krokiem w stronę wieży zachodniej.
-Jak się tam dostaniesz? – zapytał gdy wyrównał z nią swój krok.
-Pf… normalnie, przez drzwi frontowe.
-Jest coś takiego jak hasło.  – odpowiedział kpiąco.
-Wiem. Dlatego wejdę przez drzwi.
- Znasz hasło?
-Tak.
-Skąd? Od znajomego krukonka? Wyjawił Ci żebyś mogła do niego…. – nie dokończył gdyż Hermiona przycisnęła go do ściany. Nie chciała żeby kończył bo wiedziała co powie. Może sobie ją wyzywać od szlam, ale czegoś takiego nie zniesie.
-Tak się składa Malfoy, że jestem prefekt naczelną. I znam hasła do wszystkich pomieszczeń w tym zamku. Nawet do twojego osobistego dormitorium. – tu jego oczy zrobiły się większe - Wszędzie, rozumiesz?  A jeśli ktoś zmieni hasło i tak o tym wiem, parę minut później. Dotarło?
Nie czekając na odpowiedz puściła go i ruszyła po kolejnych schodach na górę. Ślizgon nie odzywał się tylko szedł obok. Po pokonaniu morderczej ilości schodów dotarli do drewnianych starych drzwi.  Stali i czekali.
-Na co czekasz? Zapomniałaś hasła?
-Nie, czekam aż drzwi się odezwą.
Chwila ciszy.
-Oszalałaś?
-Nie. Żeby dostać się do tego dormitorium trzeba rozwiązać zagadkę.  Ale nie ma na to czasu. Jest takie coś…  zresztą co ja ci będę tłumaczyć.  Zobaczysz.
Nagle drzwi się odezwały.
-Kim jesteś?
Draco stał i się wpatrywał drzwi.
-Prefekt naczelna. – odpowiedziała Hermiona.
-Po co chcesz tu wejść?
-Sprawy prefektów.
-Udowodnij. – odpowiedziały drzwi i w tym samym momencie pojawiła się klamka.  Hermiona szybko jej dotknęła i przytrzymała dopóki się nie otworzyły. Weszła szybko po pokoju a za nią Ślizgon.
-Chyba nic mnie już nie zdziwi. – powiedział jakby do siebie chłopak.
-Serio nie wiedziałeś że one gadają? Jesteś w Hogwarcie już 7 rok.
-Nie. Nie byłem tu nigdy, bo nie miałem potrzeby.
-To teraz już wiesz.
-Co zrobiłaś tam z tą klamką?
-Działa mniej więcej jak znicz. Ma pamięć ciała. Ty wiesz jak to działa. Tylko nauczyciele i kilka osób może wejść w ten sposób. Reszta w ogóle nie wie że te drzwi mają klamkę.  Muszą odpowiadać na zagadkę.
-Mhym. – odpowiedział – Jak chcesz ogłosić ten szlaban? – zmienił temat.
-Może tym razem ty się na coś przydaj i wymyśl.
-Napiszmy kartkę.
-Co? Nie, nie i jeszcze raz nie. Oni mogą się nie obudzić do wieczora. To musi być coś głośnego.
Znowu chwila ciszy.
-Chyba mam pomysł. – wyciągnął różdżkę i wyczarował kilkadziesiąt kartek. Machnął różdżką i pojawiły się na nich napisy. „Dzisiaj szlaban o 17 w Wielkiej Sali, za nie przyjście na śniadanie.  McGonagall nic nie wie o imprezie, więc się nie wydaj, prefekt naczelna” . Kolejne machnięcie różdżką. Kartki poskładały się w grające ostry rock samolociki. Pokój wypełnił huk grania na bębnach. Hermiona aż musiała zatkać uszy. Draco ostatni raz użył różdżki i wysłał papierowe samoloty do sypialni.
-To ich chyba powinno obudzić.
-Dobry pomysł. – odpowiedziała Hermiona i nie czekając na reakcję blondyna i uczniów wyszła z dormitorium a za nią podążył arystokrata.
Taką samą sztuczkę użyli w innych domach.  Po skończeniu zadania za namową Hermiony udali się do gabinetu dyrektorki oznajmić że wykonali polecenie. Podziękowała im i  wyszli na korytarz nie wiedząc co ze sobą począć.
***

Draco stał czekając na jakiś ruch dziewczyny. To chyba odpowiedni moment.
-No to cześć – dobiegło go pożegnanie. Kiedy spojrzał w jej stronę już zrobiła krok w stronę schodów.
-Czekaj. Granger… - zaczął
-Hm? – mruknęła odwracając się
-Ja…
-O co ci chodzi? – spytała zirytowana że przeciąga to spotkanie
-Dotrzymuję obietnicy.
-Jakie…. – dopiero teraz sobie przypomniała. Miał ją przecież przeprosić.  – A. pamiętam.
-No to przepraszam.  – cisza. Czekała na dalszą część, ale chyba to wszystko co chciał powiedzieć. Głupia czego ty się spodziewałaś? Jakiś wylewnych przeprosin? Że będzie cię błagał o wybaczenie na kolanach, z bukietem róż? Cóż, dobre i takie przeprosiny. –Ymm…. – nie wiedziała co powiedzieć. W odpowiedzi tylko się uśmiechnęła pokazując zęby i odeszła. W głębi duszy cieszyła się że zdobył się na to.  Przecież jest arystokratą, a tacy jak on nie przepraszają i to jeszcze szlamę. Trzeba się cieszyć z tego co się ma. Może teraz nie będziemy się wyzywać na każdym kroku. HAHAHAH! Zaśmiała się w duchu. Ta jasne.
Nie wiedziała kiedy doszła pod portret Grubej Damy. Nie chciało jej się siedzieć w pokoju. Na dworze taka ładna pogoda.  Stwierdziła że skorzysta ze słońca i powygrzewa się leżąc na trawie. Zeszła na dół po schodach i wyszła przez ogromne drzwi na dziedziniec a potem na błonia. Skierowała się jak zwykle pod swoje ulubione drzewo.  Oparła się o pień twarzą do słońca  i siedziała ciesząc się weekendem i słoneczną pogodą. Po około pół godzinie usłyszała kroki. Myśląc że to ktoś z jej znajomych przyszedł z nią pogadać nie otwierała oczu. Usłyszała glos którego najmniej się spodziewała.
-Granger, ja naprawdę chciałem przeprosić.


*************************
Łiii! Po ponad miesiącu powracam, z nową notką, nowymi pomysłami, energią i weną!
Przepraszam tych którzy czekali, ale teraz już wszystko będzie normalnie funkcjonować. I Dziękuję tym którzy wciąż są wierni i dalej będą czytać. Mam nadzieję że się spodoba. Ja osobiście nie lubię tego rozdziału. Dla mnie jest nudny. Ale musiała taka notka powstać, żeby mogło się dziać dalej. Ale wy ocenicie sami. 
Następna notka, nie wiem kiedy. Będę informować, ale myślę że około poniedziałku.
Pozdrawiam, Vitalia. <3